poniedziałek, 18 czerwca 2018

Debiutancki koncert Sierżanta 27

 Przemierzając postzimową marcową scenerię okołoframpolskiego lasu, bliski byłem zwątpienia, czy aby na pewno żadne służby nie przeszkodziły w tym kameralnym spotkaniu lub czy w ogóle się tam uda mi dostać. Gdy już bliski zawrócenia byłem, zza krzaków wyłonił się dym - i ognisko będące jego źródłem.
 Serce ścisnęło mi dziwne uczucie. Po przedarciu się przez zarośla ujrzałem prowizoryczną scenę zbudowaną z belek drewna podkradzionych z okolicznej wycinki drzew, nie za duże grono fanów frampolskiej sceny (około 8 osób) i zero nagłośnienia. Dosłownie, żadnego sprzętu prócz instrumentów muzyków w kominiarkach, tylko naturalność, chłód (ale to dalej od ogniska, bo przy ognisku nawet ciepło i przyjemnie było) i kvlt.
Nieco się spóźniłem chyba, byli, jeśli wierzyć temu okularnikowi, który stał obok mnie, przy już drugim kawałku, gdy przyszedłem, ale i tak wiele miałem przed sobą. Wiele ilościowo, ale też jakościowo - co to, kurwa, był za koncert! Takiej atmosfery nie czułem nigdy wcześniej, te premierowe numery specjalnie dla lubelskiej publiczności - postanowiłem, że po premierze od razu kupię ich demówkę i może nawet zajmę się dystrybucją. Ale głównym daniem było całe Suomi Finland Perkele zagrane na fujarce i akordeonie, bez spoczynku, bez przerw, zmieszczone w czasie 18 minut. Długo tego koncertu nie zapomnę i dopiero teraz ogarnąłem się po nim i zebrałem myśli na tyle, by napisać ten tekst.
 By pokazać, że to nie są jakies gwiazdki, tylko prawdziwi wykonawcy czarno-białej podziemnej sztuki, po muzycznej części wspólnie upiekliśmy przy ognisku kiełbaski przy towarzyszącym nam miesiącu w swej pełni i pogadaliśmy niczym starzy znajomi. Takie coś, taką atmosferę i przeżycia, trzeba przeżyć, więc jeśli kiedykolwiek będziecie mieć możliwość, wpadnijcie kiedyś tutaj w odpowiedni czas i przekonajcie się sami, jak to jest.